tuk tuk, matatu, boda boda - czyli sposób na przetrwanie podróży w publicznym transporcie 2/3

Wybiła godzina 5.30, kiedy usłyszałam kołatanie w drzwi do mojego pokoju. Obudzona przez Mwendwe, obmywam twarz wodą i zaczynam pakować rzeczy na czekającą nas podróż do Mombasy. 
O 6.00 miał czekać na nas kierowca matatu. 

Żeby dojechać do Mombasy musieliśmy dostać się z Mboni do większego miasta. Tam dzień wcześniej zamówiliśmy busa. Droga z zielonej wioski do oddalonego o około 30 km Machakos, nie należy do najlepszych. Dziura na dziurze! Kierowca niekiedy musiał manewrować, żeby nie zgubić zawieszenia.  Turbulencje jak w samolocie! 

Ale to nie koniec! 
Myśleliśmy, że zamieniając matatu na większego busa pozbędziemy się problemu turbulencji, ale nic bardziej mylnego! shake it shake it towarzyszyło nam całą drogę! I w sumie dobrze, przynajmniej nie było nudno. Turbulencje nie opuszczały nas przez dobre 12 godzin podróży. Podczas tego czasu najadłam się strachu co nie miara! 

1) Procentów mojej baterii w telefonie ciągle ubywało. Nie naładowałam dzień wcześniej dobrze telefonu, a power bank umarł śmiercia naturalną. Włączyłam więc tryb oszczędzania energii w swoim smartfonie i liczyłam, że to wystarczy. Potrzebowałam telefonu do nawigacji i kontaktu z miejscem naszego zakwaterowania.

2) Monika! Przez to, że dzień wcześniej pojechaliśmy z Kubą do Mboni (patrz więcej w poprzednim wpisie) nasza kompanka nie jechała z nami tym samym busem. My jechaliśmy z Machakos a ona z Nairobi. Liczyłam na to, że wysiądziemy na głównym ,,dworcu autobusowym", ale okazało się, że wszyscy wysiedli na stacji benzynowej ,,kenol". Do tego też potrzebowałam naładowanego telefonu, żeby poinformować Monikę, gdzie jesteśmy. 

Dygresja: Kiedy rozmawiałam z Moniką przez telefon przy ostatnich 10 % baterii Monika usłyszała, że jesteśmy na stacji ,,tenol" a nie ,,kenol". Opowiedziała mi, kiedy się spotkaliśmy, że wysiadła za wcześnie z busa i potem musiała złapać tuk tuk. Kierowcy powiedziała, że chce jechac na najbliższą stację ,,tenol" XD 
Kierowca nie do końca wiedział o co chodzi, ale w efekcie końcowym przywiózł naszą kompanke całą i zdrową. 

3) Nasza podróż nie kończyła się w Mombasie! Miejsce zakwaterowania było oddalone od niej o około 30 km! Kiedy zapytałam przed wyjazdem recepcjonistkę jak mogę dojechać do naszego guest haustu, powiedziała, ze jest w stanie wysłać po nas taksówkę za 4000 ksh (około 200 zł). Czując, że jest to zbyt wysoka cena stwierdziłam, ze poszukamy transportu na własną rękę. 

Chłopacy pilnowali naszych rzeczy, a my razem z Moniką szukałyśmy kogoś, kto zabierze nas do Ukundy (miejsce docelowe). Podeszłyśmy pytając kierowcę tuk tuka:

- Zabierze nas Pan do Ukundy? 
- Tak! 
- Ale jest nas czterech! (Tuk tuki to takie małe moto taxi z zadaszeniem. Są trzy kołowe i zgodnie z przepisami mogą nim jechać maksymalnie 3 osoby)
- Okej zmieścimy się
- Ile będzie nas to kosztować? 
- 2000 ksh (czyli około 100pln)

Twierdząc, że to nie drogo (patrząc na to co zaoferowało nam nasze zakwatrowanie), wsiedliśmy w 4 + kierowca i nasze plecaki, do maluśkiego tuk tuka. Chłopacy ze względu na kontrolę policji musieli wysiąść przed promem.
Udało się! Przepłynęliśmy na druga stronę miasta.
Teraz skuleni jak sardynki w puszce opuszczamy Mombasę i wyruszamy w drogę do naszego miejsca zakwaterowania. 

Myśląc, że już nic nie jest w stanie nas zaskoczyć nagle naszym oczom ukazują się ROGATKI.
Co oznacza tylko jedno: kontrole policji. Policjanci zatrzymali nas, zaczęli pouczać, że powinniśmy trzymać dystans społeczny, że panuje covid etc. 

Czy pisałam już tutaj o korupcji? 
W Kenii wszystko jest skorupowane. Już od najmłodszych lat, dzieci uczy się tutaj, że nie ma nic za darmo. Tak teraz policjant powiedział, że jeżeli nie damy mu ,,czegoś", będzie zmuszony zabrać naszego czarnego przyjaciela do więzienia. Oczywiście straciliśmy na to ,,coś" 500ksh. Następnie zadowoleni policjanci puścili nas w dalszą podróż. 

Podczas podróży busem, również zostaliśmy zatrzymani przez policję. Z tego samego powodu. W busie było zbyt dużo ludzi. Widzieliśmy przez okno jak kierowca naszego pojazdu musiał dać policjantom ,,coś", żeby móc pojechać dalej...

Dygresja 2: W busach, na ruchliwych ulicach kręci się tutaj wiele biznesów. Często ludzie stają na drogach i próbują sprzedawać banany, orzeszki, zegarki, CUDA WIANKI! Serio mają wszystko! W Nairobi nawet widziałam, jak mężczyźni sprzedawali na drogach lampy! Kiedy autobus jedzie dość wolno, sprzedawcy pukają do okien, wciskają przez okno pomidory, napoje, czy inne rzeczy, które chcą sprzedać. Autobus tutaj to nie tylko chleb powszedni dla kierowcy, ale i dla lokalnych ,,przedsiębiorców".

To też biznes religijny.
Tutaj przed odjazdem autobusu, do środka pakują się ,,ewangelizatorzy", którzy opowiadają o Bogu. Po skończeniu kazania przechadzają się wzdłuż autobusu z czapeczką, do której zbierają datki. 

W końcu na miejscu!  Tak na prawdę ledwo zdążyliśmy się zakwaterować przed godziną policyjną, która de facto zaczyna się o 22.00. Podróż zaczęliśmy o 6.00, a na miejsce docelowe dotarliśmy około 22.00. Co daje łącznie 16 godzin! A to tylko dystans około 500km. Aż ciężko uwierzyć, że nam się udało. Chwilę po zakwaterowaniu wszyscy padliśmy ze zmęczenia.


TYPY POJAZDÓW:|
Matatu - lokalne autobusy

Bus - większe busy, które jeżdżą na dłuższe dystanse

Tuk tuk - coś w stylu trzykołowego motocyklu, który jest zadaszony i jest w stanie zabrać ze sobą (zgodnie z przepisami) 3/4 osoby. 

Boda boda - moto taxi (nie wspominam o nim w tym wpisie, ale jak już zaczęłam wymieniać to warto wspomnieć też o tym) 

Tutaj każdy ma swój biznes. Jak masz motor możesz podwozić ludzi, jak masz tuk tuk - pracujesz jako kierowca. Nie ma tu jednej firmy tak jak u nas przykładowo MZK. Każdy jest tutaj prywatnym przewoźnikiem.

Ciąg dalszy nastąpi ;) 




matatu




tuktuk

tuktuk







Komentarze

Popularne posty