Ngong Hills
Na Ngong Hills wdrapałam się już dwa razy. Pierwszy wypad zorganizowałam sama, zabierając brata z Zambii jednego pracownika z Boys Town i Kubę. Drugi wypad był typowo z chłopcami, więc pełniłam tam rolę opiekuna.
Był to dzień przepełniony wrażeniami! Ale za tym drugim razem z chłopcami jakoś nie do końca poczułam klimat tego miejsca. Wiadomo bardziej byłam zaoferowana nimi niż otaczającą mnie przyrodą...
Za zwyczaj staram się nie wracać w te same miejsca. Uważam że świat jest zbyt duży by wracać do puki nie zobaczy się wszystkiego.
Doświadczenie Ngong hills przypomniało mi, że nie miejsce a LUDZIE tworzą klimat. Oba trekingi były świetne i oba wspominam dobrze. Jednak mimo tego samego miejsca były one zupełnie inne.
Spalona twarz to coś czego nie chciałabym poruszać, ale jednak nie sposób tego ominąć. W Kenii nikt nie ma problemów z poparzeniami słonecznymi więc przez dwa dni wszyscy pytają mnie co się stało i dlaczego jestem czerwona!
Niektórzy chłopcy mówią że wolą kiedy jestem biała i że teraz wyglądam jak zombie!
Co zrobić? Taki już mam ten urok i tendencje do opalania na czerwono. Przynajmniej dałam im sobą trochę uśmiechu.
Dominika
Komentarze
Prześlij komentarz